wtorek, 24 lipca 2018

Wywiad z Grzegorzem Halamą cz.1

Redaktor – Weronika Tulin ( R )
Grzegorz Halama (G)



R: Teatr, stand-up, śpiewanie – co sprawia Ci największą frajdę?
G: Trudno powiedzieć, że coś sprawia większą a coś mniejszą przyjemność, ponieważ jeśli mam dużo kabaretu to tęsknię za śpiewaniem, stand-up’em, teatrem. Kiedy spełniam się w teatrze to tęskni mi się za stand-up’em. Obecnie gram w teatrze Capitol. Najczęściej jednak występuje z programem stand-up’owym, więc raczej nie może mi go brakować, bo mam go w nadmiarze.
Natomiast każda forma wnosi coś innego. Zacznijmy od śpiewania – to jest moja pierwsza miłość. Gdy byłem mały chciałem być wokalistą takim jak John Lennon. Śpiewanie zawsze było bliskie memu sercu. Kocham muzykę. To jest coś przewspaniałego. Zwłaszcza, że komponuję, wymyślam, piszę teksty utworów, które wykonuję podczas swoich występów. Mimo iż w Polsce stand-up’owa formuła zwyczajowo nie przewiduje śpiewania, to ja jednak będę to robił. Mam w planach wydać płytę po to, aby skorzystać z mojego lekko zaniedbanego talentu.
W stand up’ie jestem jednocześnie pisarzem, reżyserem, choreografem i aktorem. Od początku do końca dbam o ostateczny kształt tego co robię na scenie. Zupełnie inną przygodą jest teatr, gdzie mam gotowy tekst, są aktorzy – co za tym idzie więcej jest pracy zespołowej. Przede wszystkim teatr ma inny klimat, który bardzo lubię. Kabaret czy stand-up w większym stopniu związany jest z klubem, domem kultury czy imprezami plenerowymi/firmowymi. Walka o uwagę widza jest tu bardziej intensywna. W teatrze mogą się wydarzać bardziej subtelniejsze rzeczy. Uwielbiam gdy po dzwonkach robi się cichutko, wszystko startuje…
R: A reakcje publiczności są dopiero na koniec. W kabarecie jest ciutkę inaczej.
G: Z tym jest różnie. Aktualnie gram w spektaklu: ,,Dajcie mi tenora’’ , który jest lekką komedią. Nie mógłbym sobie wymarzyć lepszej postaci do zagrania niż włoskiego tenora. Ludzie podczas tego spektaklu reagują na bieżąco, a aktorzy cieszą się gdy reakcje są dobre. W takiej formie komediowej istnieje jakiś łącznik między światem kabaretu a teatrem. Podsumowując – w każdej tej działce znajduję dla siebie jakąś specyficzną radość. Nie lubię porównywać tych dziedzin. W każdej czuję się dobrze. Przede wszystkim lubię pracować twórczo. Jeśli mi czegoś obecnie brakuje to grania przed kamerą w filmie czy serialu.
R: Ile w Twoich wystąpieniach jest prawdy a ile fikcji?
G: Poczucie humoru bardzo lubi prawdę. Jeśli przedstawiony problem na scenie jest wydumany, nieprawdziwy zwykle trudniej napisać taki skecz. Jest takie powiedzenie, że w każdym żarcie znajduje się trochę prawdy. Humor najlepszy jest wtedy, kiedy odbija się od prawdy. Istnieje fajne słowo: surrealizm. Bardzo mi się podoba ten człon: realizm, bo pokazuje, że mimo iż coś jest nierealne to zakotwiczone jest w rzeczywistości. Program, z którym występuję na scenie (,,Długo i szczęśliwie’’) jest mocno autobiograficzny. Iskrzy się od autentycznych przeżyć.
R: Włącznie z tym chodzeniem na fitness?
G: Tak. Wizytę w klubie fitness rzeczywiście odbyłem. Oczywiście, że podana na sucho jako opowieść nie byłaby taka śmieszna. Po drodze ubrana jest w dziesiątki dowcipów. Czasem ponosi mnie fantazja i dodaję coś od siebie. Jednak tego co dokładam od siebie jest może z 20%. Punktem wyjścia są autentyczne przeżycia. Np. sytuacja gdy wchodzę do klubu zziajany do klubu fitness lub to, że kobieta kichnęła jest zmyślona.  Są czasopisma dla trenujących kulturystykę i kiedy widzę takie napakowane kobiety na zdjęciach… Rozumiem z jednej strony pasję, której się oddają i to jest przecudowne, ale jednak obraz kobiety umięśnionej, z wystającymi żyłami odbiega od klasycznego postrzegania płci pięknej. No i powiedzmy, że trzymamy się prawdy, bo widząc takie zdjęcie doznaję jakiegoś szoku poznawczego, że kobieta może pracować na taki wygląd i być z niego dumna.
R: Każdy ma inne poczucie estetyki…
G: Oczywiście na scenie przerysowuję często takie sytuacje. Raz tylko w życiu widziałem kobietę, która wyglądała jak facet z doklejoną głową kobiety. Podżeranie Ptasich Mleczek – zdarzyło mi się to faktycznie. W monologu o paleniu – mówię najprawdziwszą prawdę i swoje przemyślenia na ten temat dyskryminacji palących. Kredyt we franku szwajcarskim – też mówię wszystko zgodnie z prawdą. Włącznie z doświadczeniem z komornikiem.
R: Ojej…
G: Zdecydowanie ojej.
R: Jak się relaksujesz po ciężkim tourne?
G: Po ciężkim?
R: No… każde tourne jest ciężkie ;)
G: Nie ukrywam, że każdy występ zawsze mnie mocno zużywa energetycznie. Jest piękne powiedzenie pewnego plemienia Indian, które okresowo wędrowało: ,,Zatrzymujemy się na parę dni by dogoniła nas dusza’’. Bardzo mi to pasuje do wyjazdów w trasy. Pierwszy dzień po przyjeździe zwykle jestem przemęczony, niedospany i rzeczywiście potrzebuję, żeby ta dusza do mnie wróciła. W samej trasie nie czuje się tego zmęczenia, gdyż jednak zadaniowość generuje duże ilości adrenaliny. Dopiero po powrocie ta adrenalina schodzi i to zmęczenie jeszcze bardziej się pogłębia. Wtedy najlepiej odpoczywam albo w małym gronie znajomych, albo samotnie przy komputerze czy przed telewizorem… Lubię też grać czy na Playstation czy na iPodzie. Lubię się odizolować na chwilę, żeby znowu zatęsknić za spotkaniami z ludźmi, za tym, żeby znowu tę energię do ludzi wysyłać.
R: Uwielbiasz czytać książki, a czy masz swój ulubiony gatunek literatury?
G: Nie mam ulubionego. Lubię dobre książki, czyli takie, które rzeczywiście się dobrze czyta i które mnie inspirują, które dają mi tę specyficzną jakość doznania estetycznego. Lubię Cortázara, Kurta Vonneguta, Henry’ego Millera. Lubię oddać się tym przedstawionym światom i doceniam książki, które ukazują mi świat w taki sposób, że utożsamiam się z tym co autor pisze, ale też to jak autor pisze staje się dla mnie odkrywcze. Bardzo lubię literaturę popularnonaukową. Ostatnio czytałem np. o fizyce kwantowej. Sporo czytam zdrowotnych rzeczy, ponieważ od zawsze interesowałem się sposobem żywienia czy utrzymywaniem zdrowia . Poradniki psychologiczne też czytam. Książki związane z rozwojem duchowym, o pracy nad sobą… Właściwie co mnie zainteresuje to w tym kierunku idę.
R: Czy tęsknisz za Panem Józkiem?
G: Tęsknić to za dużo powiedziane, bo ten Pan Józek się od czasu do czasu pojawia. Lubię tę postać. Zawsze dla przykładu mówię, że Charlie Chaplin stworzył około 100 filmów w jednej postaci i nikt nie ma do niego żalu. Jest geniuszem i powtarzalność nie stanowi problemu. Oczywiście postać Pana Józka w pewnym momencie była bardzo zauważalna, modna… Każde zjawisko potrafi się nasycić. Zwłaszcza, że im większy sukces tym szybciej przychodzi taki moment, że zaraz pojawiają się osoby, które mówią, że mają tej postaci dość. No i Pan Józek przeszedł taką drogę od stworzenia do pełnej glorii, chwały i pojawiającego się już nasycenia. Niestety, w tym też trochę pomagała telewizja, która zawsze miała zapotrzebowanie na Pana Józka. Czy przez 9 lat nagrywałem audycje do Radiowej Trójki, gdzie 80% audycji ze 450, to były wywiady z Józkiem.
R: Pisałeś mi, że było ich 400 a ja byłam w szoku, że aż tyle…
G: Wszystkich nagranych audycji do radia było około 500. Z pewnością około 300 audycji to były wywiady z Panem Józkiem. Zresztą przy tych audycjach współpracowałem z tekściarzami, bo pisanie wymagało poświęcenia czasu, a że emisje odbywały się w poniedziałki, to ja po weekendzie gdy wracałem z trase, nie zawsze nadążałem by napisać nowy tekst, dlatego z przyjemnością współpracowałem z Markiem Grabie, Jarkiem Jarosem czy Norbertem Urbańskim. Myślę, że wrócę do nowszego Pana Józka, ponieważ on ma masę fanów, a istnieje tez takie pokolenie, które powoli go nie kojarzy.
R: Tak, tak. Np. moja siostra (16 lat) nie kojarzy. Niestety.
G: Już w okolicach 20 – 20 paru lat część osób się jeszcze z tym nie spotkała. Mimo, że w Internecie jest multum filmików z nim. Acz kto wie… Może wrócę do Józka, może nie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz